Problemy - historia z cyklu „Z życia wzięte"

autor: Aneta Barta

problemyProblemy - historia z cyklu „Z życia wzięte"

Wychodząc z klatki na popołudniowy spacer z psem natknęłam się w bramie na sąsiadkę. Znamy się trochę, bo zeszłego lata chodziłyśmy razem na spacery ze swoimi czworonogami. Moja Pani sąsiadka należy do gatunku tych osób, które lubią o sobie opowiadać, więc wiem, że boryka się z wieloma problemami. Tego popołudnia miała wyjątkowo zatroskaną minę, więc zapytałam, czy wszystko u niej dobrze. Pani sąsiadka ochocza przystąpiła do zwierzania się ze swoich problemów. Ponieważ należały one do kategorii trochę poważniejszej niż „przypalony obiad" zaproponowałam jej, że może warto poszukać pomocy u psychologa. Pani sąsiadka ochoczo przytaknęła głowa, po czym wyznała, że nie bardzo wie, gdzie może się po taką pomoc udać. Z racji tego, że w swojej pracy zawodowej mam kontakt z różnego rodzaju specjalistami i ośrodkami zaproponowałam, że mogę jej podesłać kilka kontaktów. Sąsiadka z pewną dozą sceptycyzmu zapytała, ile taka pomoc kosztuje. Powiedziałam, że z pomocy psychologa można skorzystać w ramach NFZ wprawdzie czeka się na termin i można skorzystać z ograniczonej liczby spotkań, ale warto spróbować.
Wówczas Pani sąsiadka wyznała, że pewno będzie czekać pół roku, a później przyjmie ją jakiś konował. Nie komentując wypowiedzi zaproponowałam, że mogę jej podać kontakty do psychologów udzielających porad prywatnie, prawie od ręki i bardzo rzetelnie. No, ale Pani sąsiadka stwierdziła, że ona to nie ma czasu na chodzenie po jakiś gabinetach, a i pieniędzy też nie ma na wyrzucenie. Chwytając się ostatniej przychodzącej mi do głowy możliwości zaproponował sąsiadce skorzystanie z porady psychologa przez Internet. Tanio, szybko, wygodnie, bez marnowania czasu na dojazd i w dogodnej chwili, no i jeszcze mogę jej polecić osobę, którą znam osobiście i ręczę za jej kompetencję. Pani sąsiadka popatrzyła na mnie podejrzliwie i zapytał, jak to wygląda. Opisałam więc pomoc online w kilku słowach. Na co moja rozmówczyni wtrąciła, że ona to nie ma warunków, żeby siąść przed komputerem i pisać jakiegoś mail, bo mąż zaraz będzie dopytywał, co robi i zaglądał jej przez ramię. Zdesperowana zaproponowałam, że może u mnie skorzystać z komputera. Możemy się nawet umówić, że przyjdzie, jak wyjdę z psem na spacer, będzie mogła w spokoju opisać wszystkie swoje problemy. Niestety, okazało się, że to było dla mojej Pani sąsiadki za wiele. Spojrzała na mnie, jakbym złożyła jej propozycję z kategorii „niemoralnych", zabrała swoje siatki i pospieszyła na zakupy.

Po tym przydługawym wprowadzeniu czas na morał.

Niekiedy mam wrażenie, że lubimy mieć swoje problemy, a ich rozwiązanie wcale nie jest dla nas ważne. Bo po pierwsze mamy się czym zająć, temat do rozmowy idealny, no i to takie na czasie mieć tyle zmartwień na głowie. Po drugie problemy, to nasze własne bagienko. Lubimy się w nim taplać, jak prosiaki, bo to i swojsko i zapach znajomy. A jakby go zabrakło, to mogłoby się okazać, że czymś trzeba tę pustkę zapełnić, no to może już lepiej zostać przy tym co znane. No i wreszcie po trzecie, mogłoby się okazać, że to wcale nie świat jest zły, ludzie podli, czy los złośliwy, tylko my sami robimy coś źle. Należałoby zatem zrewidować swoje poglądy, zastanowić się nad zachowaniem, popracować nad sposobem oceniania, a to jak wiadomo wymaga trochę wysiłku, energii, a przede wszystkim spojrzenia na samego siebie...
...no i czy w obliczu tego wszystkiego nie łatwiej i przyjemniej mieć problemy???

Aneta Barta


Komentarze (2)

Zaloguj się, aby dodać komentarz